Odpowiedzi na pytania zadane przez portal Wirtualna Polska:
- Dlaczego angażujemy się w toksyczne i obraźliwe sytuacje w sieci?
Jak przy wielu tego typu zjawiskach wyjaśnień może być bez liku. Moim zdaniem, kilka z nich ma pewne cechy „znaków czasu”.
Przede wszystkim należy wziąć pod uwagę narastającą frustrację, która objawia się w różnych agresywnych zachowaniach. Źródłem frustracji jest zazwyczaj niemożność spełnienia oczekiwań, a potrzeby, wskutek niemalże nieograniczonego dostępu do informacji, mamy dzisiaj ogromne. Wielu z nich nigdy nie będziemy w stanie spełnić. Funkcjonujemy też w rzeczywistości „instant”, gdzie efekty, potrzeby i plany powinny być spełniane „tu i teraz”, natychmiast. Nagroda odroczona w czasie, wymagająca wysiłku i konsekwencji, coraz mniej nas interesuje. Nieustannie porównujemy się do innych, swój styl życia i zamożność porównujemy dzisiaj z najbardziej rozwiniętymi społeczeństwami świata i też chcemy zarabiać więcej, być szczęśliwsi, zdrowsi, silniejsi. Brak możliwości spełnienia tych oczekiwań, przy świadomości, że inni mają lepiej, po prostu nas frustruje. A frustracja jest jednym z ważniejszych elementów tła dla zachowań agresywnych i przemocy.
Po drugie, jesteśmy skrajnie przebodźcowani. Przyswajamy dzisiaj średnio w jednym tygodniu taką ilość informacji, jaką człowiek średniowiecza otrzymywał przez całe swoje życie. Ich ilość rośnie. Systemy społeczne, ekonomiczne, media dostępne w naszych smartfonach czy organizacja pracy bazują na szybkości informacji. W tak nadmiarowej ilości płynących do nas ze wszystkich stron bodźców nie jesteśmy w stanie optymalnie wykorzystywać naszych zdolności poznawczych. Organizm jest skrajnie zestresowany i zaczyna funkcjonować w trybie kryzysowym. Ten prowadzi nas do prostego mechanizmu, wykształconego w drodze ewolucji, czyli reakcji „walcz albo uciekaj”, a więc szybkich ocen, czy dana sytuacja jest przyjazna czy zagrażająca. Wiele toksycznych relacji jest związanych właśnie z tą symboliczną walką. Nasze myślenie w kryzysie staje się tunelowe i nie widzimy innych opcji w danym momencie. Atak jest często formą obrony przed czymś, co zagraża nam, naszej tożsamości, wartościom, w które wierzymy, itp.
Trzeci element jest, być może, najważniejszy. Mianowicie, nadmiar silnych przeżyć i nadmiar informacji, związany także z doświadczaniem za pośrednictwem mediów, obrazów ludzkich tragedii, śmierci, chorób i przemocy, prowadzi do zjawiska tzw. depersonalizacji, czyli do cynizmu i braku możliwości współodczuwania, empatii, z drugim człowiekiem. Kiedy odbieramy innym cechy człowieczeństwa, to z lekkością przychodzi nam ich krzywdzenie, atakowanie i wykluczanie. To nic innego jak mechanizm obronny, który włącza się w nas w celu przetrwania. O konsekwencjach nadmiernego stykania się z tak trudnymi informacjami i obrazami, pisał także znany polski psychiatra, prof. Antoni Kępiński, badający więźniów obozów koncentracyjnych po wojnie. Przestrzega on w swoich książkach przed nadmierną technicyzacją życia. W dużej mierze mamy z tym dzisiaj do czynienia.
Mechanizm „walcz albo uciekaj” w wymiarze społecznym prowadzi do zjawiska narastającej polaryzacji i podziały na „my-oni”, „swoi-inni”, „przyjaciele-wrogowie”, „dobrzy-źli”, etc. Powoduje to rozszerzanie się konfliktów na wiele sfer życia. W sieci funkcjonujemy w bańkach informacyjnych, gdzie otrzymujemy informacje od osób w większości potwierdzających nasz punkt widzenia. Otrzymanie informacji pokazujących inne perspektywy lub nasze błędy, rodzi natychmiastową frustrację i ucieczkę do grupy, z którą bardziej się utożsamiamy. To jest, niestety, koło zamknięte, bo grupy, choćby te w sieci, są bardziej radykalne niż poglądy jej indywidualnych członków. Jednak ludzie dostosowują się do grup, rezygnując często z części swoich bardziej złożonych przekonań.
- Co czujemy, zostawiając negatywny komentarz? Czy to kwestia satysfakcji?
To jest jedna z form realizowania ważnych dla nas potrzeb. Społecznie szkodliwa i dysfunkcyjna, ale coraz częściej nie umiemy tych potrzeb zaspokajać inaczej. W świecie nadmiaru informacji, szczególnie mediów społecznościowych, permanentnie porównujemy się z innymi. Badania pokazują, że odpuszczenie sobie przez tydzień funkcjonowania w mediach społecznościowych, radykalnie poprawia poczucie szczęścia. Dotyczy to szczególnie tzw. heavy users, najbardziej zaangażowanych i spędzających najwięcej czasu w sieci oraz biernych użytkowników, czyli tych, którzy wyłącznie śledzą wpisy innych. „Świat selfie” i „idealnego życia z pasmem sukcesów” i nie jest światem realnym. Rodzi jednak frustrację, bo rozbudza chęć posiadania takiego właśnie życia.
Dzięki agresji, a często także bezpośredniej przemocy w sieci, może wzrastać samoocena. Szczególnie, kiedy przyczynę naszych frustracji ulokujemy w innych ludziach, całych grupach społecznych lub innych czynnikach zewnętrznych. Chronimy się w ten sposób przed doświadczeniem jakiejś części prawdy o nas samych. Dopuszczając istnienie przyczyny problemów w nas burzylibyśmy skrzętnie pielęgnowany obraz samych siebie, dobrych, moralnych i uczciwych.
- Dlaczego tak często dajemy upust negatywnym emocjom w sieci?
Przede wszystkim dlatego, że spędzamy tam ogromnie dużo czasu i świat cyfrowy staje się dla wielu nawet pierwszym światem. Niestety, co dowiedziono naukowo, nieograniczony dostęp do zasobów sieci przesuwa bardzo mocno granice moralne. Prowadzi też do przemęczenia, dezorientacji i permanentnej huśtawki emocjonalnej, w której łatwo o podejmowanie decyzji nieetycznych. Szklany ekran połączony z anonimowością i brakiem społecznej kontroli rozhamowuje nasze zachowania..
Jest jeszcze jedna kwestia, która wydaje mi się fundamentalna. Są nią kompetencje społeczne. Wielu badaczy bije dzisiaj na alarm, że młode pokolenia wychowane od samego początku z siecią, mają poważne deficyty umiejętności budowania relacji i komunikowania się. Takich umiejętności nie można nauczyć się w sieci, bo one są owocem czystego doświadczenia spotkania, życia i relacji z żywym człowiekiem. Tylko tak można nauczyć się czuć emocje własne i innych ludzi, rozumieć lepiej potrzeby drugiej osoby, okazywać właściwie swoje własne emocje i potrzeby, współpracować wytwarzając nową wartość.
To są oczywiście kompetencje, których można i powinno się uczyć. Zdecydowanie za mało miejsca poświęca się dzisiaj na potrzebę nauki dialogu, rozmowy, aktywnego słuchania bez ciągłego oceniania, udzielania i otrzymywania tak zwanej informacji zwrotnej, rozumienia swoich uczuć i dzięki temu lepszego czytania potrzeb innych osób, etc. Szczególnego znaczenia nabierają dzisiaj wszelkie inicjatywy prowadzące do spotkania i budowania relacji w małych grupach, gdzie nikt nie jest anonimowy i gdzie każdy może czuć się podmiotowo.
Artykuł Wirtualnej Polski „Cyfrowe toksyny…”