Faszyzm, głównie z powodu tragicznego wpływu na historię XX wieku, jest pojęciem na tyle silnym, że paraliżuje racjonalne myślenie. W konsekwencji, przez całe dziesięciolecia wychowywani byliśmy w trybie myślenia o faszyzmie jak o pojęciu „magicznym” i historycznym. Według niego faszyzm prowadzący do wielkiej machiny zbrodni II wojny światowej był co prawda kwintesencją zła i pogardy dla godności człowieka, ale zdarzył się niejako „przypadkowo”, nagle, zbierając straszliwe żniwo. Był patologią, którą szczęśliwie wyeliminowano ze świata.
Ten sposób myślenia o faszyzmie próbują w ostatnich latach zmieniać nietuzinkowe postacie świata myśli, ale także – co czyni je szczególnie cennymi – praktyki politycznej. Wystarczy spojrzeć na autorów i tytuły książek wydanych tylko w tym roku. Wymienić można książkę jednej z najsłynniejszych amerykańskich dyplomatek, pierwszej kobiety na stanowisku sekretarza stanu USA, Madeleine Albright „Fascism. A Warning” (Faszyzm. Ostrzeżenie), „The death of democracy” (Śmierć demokracji) Benjamina Cartera Hetta, opisującą upadek Republiki Weimarskiej i dojście do władzy Hitlera, czy “How democracies die” (Jak umierają demokracje) Daniela Ziblatta i Stevena Levitskiego – analizę współczesnych reżimów autorytarnych i przesuwania się wielu krajów tym kierunku. Wymieniając tę listę nie można też pominąć książki „O tyranii. Dwadzieścia lekcji z dwudziestego wieku”. Jej autor, Timothy Snyder, doskonały znawca najnowszej historii totalitaryzmów – komunistycznego i faszystowskiego – od kilku lat z dużym zaangażowaniem próbuje ostrzegać Amerykę i świat, że niestety historia „lubi się powtarzać”.
Europejskie korzenie faszyzmu
Esej zatytułowany „Wieczny powrót faszyzmu” ukazał się na długo przed wyżej wymienionymi publikacjami, bo w 2010 roku. I choćby z tego względu zasługuje na szczególną uwagę. Jego autorem jest Rob Riemen, holenderski filozof, teolog i humanista, założyciel Nexus Institute, propagujący filozofię życia opartą na humanistycznej i duchowej tradycji Europy. Rob Rieman odziera ze złudzeń wszystkich myślących o faszyzmie w kategoriach wyłącznie historycznych, jako pewnego wypadku przy pracy. Dowodzi, że faszyzm wynika z kryzysu wartości – prawdy, dobra, piękna, umiłowania dobra wspólnego czy równości zakorzenionej w tradycji judeochrześcijańskiej. Odejście od uznawania wartości duchowych, prowadzi do rozszerzania się nihilizmu i tworzy kulturę kiczu, w której chodzi już nie o wskazaną wyżej aksjologię, ale o to, żeby było „fajnie dla mnie”. „Moje indywidualne ja, moje ego, staje się miarą wszystkiego i tylko ono się liczy: co ja czuję, ja myślę. Ja żądam, żeby respektowano mój gust, moją opinię oraz to, jaki ja po prostu jestem”. To kwintesencja „człowieka masowego” opisanego przez Ortegę y Gasseta w „Buncie mas”. Społeczeństwo masowe otworzyło wrota faszyzmowi, który stał się częścią współczesnego człowieka. Wielkim zagrożeniem jest myślenie o nim w kategoriach archeologiczno-historycznych. Niebezpieczne jest także patrzenie z wyższością i odrazą na antyludzkie reżimy innych kontynentów. Riemen podkreśla, że największe zbrodnie, z użyciem najbardziej wyrafinowanych rozwiązań technologicznych i socjotechniki, miały miejsce w Europie:
Nigdy nie wolno nam jednak zapominać, że faszyzm ma przede wszystkim europejską przeszłość. Jego korzenie tkwią w naszej kulturze bezdusznego społeczeństwa masowego. To tutaj stały fabryki śmierci i możliwy był totalitarny terror oraz mord, my zaś najpierw masowo przyjmowaliśmy z entuzjazmem tych demagogów, a potem apatycznie się im przyglądaliśmy. W tym przesyconym resentymentem społeczeństwie kultywowano – i ponownie się kultywuje – strach przed wolnością oraz niechęć do wszystkiego, co inne.
Cały tekst znajduje się na stronie think tanku Centrum Analiz Międzynarodowego Instytutu Społeczeństwa Obywatelskiego