Wakacje zbliżają się wolno ku końcowi. Myśli wielu urlopowiczów wędrują w kierunku obowiązków zawodowych, do których za chwilę będzie trzeba wrócić. Dla mnie, to pierwszy dzień po długim, trzytygodniowym urlopie. W związku z poruszanym publicznie w sierpniu tematem walki z alkoholizmem (np. Kościół katolicki zawsze wzywa w sierpniu, by stał się „miesiącem trzeźwości”, bardzo aktywna medialnie jest w tym okresie PARPA – Państwowa Agencja Rozwiązywania Problemów Alkoholowych), chciałem zwrócić uwagę na nieco inny rodzaj uzależnienia.
Społecznie jest raczej gloryfikowane, akceptowane i postrzegane przez wielu jako cnota. Mam na myśli uzależnienie od pracy, czyli pracoholizm. To ciekawe, bo mechanizm uzależnień od środków psychoaktywnych (alkohol) czy tzw. uzależnień behawioralnych (hazard, zakupy, praca) jest praktycznie taki sam. Z alkoholika wciąż w wielu miejscach się drwi. Pracoholik uchodzi w wielu firmach i rodzinach za przykład poświęcenia i pracowitości. Używamy słów, fałszując rzeczywistość. Pracowitość nie ma wiele wspólnego z pracoholizmem. To drugie jest zniewoleniem, destrukcyjną ucieczką pochłaniającą człowieka, jego rodzinę i przyjaciół. Jest tak silną potrzebą pracy (przymusem pracy), że staje się ona wartością nadrzędną, wpływającą negatywnie na inne obszary życia. Przybierać może wiele form. Wskazuje na problem z tożsamością, samoakceptacją i samooceną związaną wyłącznie z tym, co robimy, powoduje, że jesteśmy ciągle zajęci, prowadzi do zaniedbywania zdrowia, relacji z innymi, niszczy rozwój duchowy i ignoruje wiele innych potrzeb człowieka niezwiązanych z pracą i zadaniami.
Trudno wykazać granice, kiedy z pracowitości popadamy w pracoholizm ? Trudność bierze się stąd, że kiedy o nim mówimy, to nie traktujemy go jako niebezpieczeństwo. Na rynku pracy sytuacja jest ciężka. Trzeba dużo pracować, wykazywać swoją efektywność, konkurować, mierzyć się z ogromną presją przełożonych. To wszystko prawda. Jednak o pracoholizmie nie decyduje wyłącznie liczba godzin spędzonych w pracy. Pasjonat zarabiający na swoim hobby jest w niej 24 godziny na dobę. Nie oznacza to, że jest uzależniony od pracy.
Problem z nazwaniem tego destrukcyjnego uzależnienia jest niestety kulturowy. W konsekwencji nie ma też za bardzo narzędzi diagnostycznych, mogących sygnalizować, że idziemy w złym kierunku, że może warto „coś z tym zrobić, zanim będzie za późno”.
W książce dr Bohdana Woronowicza znajduje się lista pytań, uświadamiających i sygnalizujących uzależnienie od pracy. Oto kilka z nich:
Czy jesteś bardziej podekscytowana/y pracą niż rodziną lub czymkolwiek innym?
Czy praca jest zajęciem, które najbardziej lubisz i o którym najczęściej mówisz?
Czy denerwują Cię ludzie, którzy mają ważniejsze sprawy niż praca zawodowa?
Czy przyszłość jest dla Ciebie wiecznym zmartwieniem, nawet wówczas, kiedy sprawy mają się dobrze?
Czy pracujesz więcej niż 40 godzin tygodniowo?
Cała lista zawiera kilkanaście pozycji.
Ojczyzną profesjonalnej pomocy w walce z uzależnieniem są oczywiście Stany Zjednoczone. Na wzór ruchu Anonimowych Alkoholików istnieje tam także ruch Anonimowych Pracoholików, posiadający swoją metodę (12 kroków), narzędzia diagnostyczne, grupy wsparcia, literaturę pomocną w zmaganiu się i zmiany życia na lepsze.
Temat wydaje mi się coraz poważniejszy i silnie powiązany jest z budowaniem swojej tożsamości na osiągnięciach, a więc zewnętrznych atrybutach, o czym więcej w następnym komentarzu. Im szybciej wyciągniemy wnioski z doświadczeń koleżanek i kolegów zza Oceanu, tym lepiej.
[grafika pochodzi ze strony organizacji Workaholics Anonymous]