Poniżej mój tekst, który ukazał się pierwotnie w Rzeczpospolitej w grudniu 2015.

Gdy powoływano prezesa Mateusza Morawieckiego na wicepremiera gospodarki i rozwoju , kierowany przez niego Bank Zachodni WBK nazwano w mediach „ministerstwem kultury i dziedzictwa narodowego”. Sformułowanie to pokazuje pewną społeczną potrzebę i miejsce, jakie mogą w tej dziedzinie zająć firmy działające w Polsce.

zysk

Warto jednak na początek zadać przewrotne być może pytanie: czy firmy w ogóle powinny inwestować społecznie? Uznawany już za klasyka idei wolnorynkowych Milton Friedman stwierdził, że „odpowiedzialność społeczna biznesu to zwiększanie zysku”. Kapitalistyczni myśliciele podkreślają, że ludzie biznesu nie są egoistyczni, a jedynie działają we własnym interesie, co jest konieczne do zwiększania ich dochodów i dobrobytu całego społeczeństwa. Choć trudno zaprzeczyć, że chęć zysku jest motorem rozwoju i sprzyja bogaceniu się jednostek i społeczeństw, to jednak wydaje się, że tak rozumiana myśl kapitalistyczna omija parę istotnych argumentów.

Choć takie moralne cechy jak roztropność, czy racjonalność w wielu sytuacjach biznesowych się przydają, to warto pamiętać, że chęć zysku może zaprowadzić na moralne manowce
i sprawić, że firma zamiast pomagać w rozwoju społeczeństwa, będzie mu szkodzić. Przykładami mogą być afery związane z kreatywną księgowością wielkich amerykańskich molochów, czy rozbudowywanie przez lata oferty dotyczącej instrumentów pochodnych, których symbolem stał się bank Lehman Brothers. Dlatego wydaje się, że tak samo jak jednostka powinna kierować się w życiu słusznymi zasadami, tak samo firmy mogą wybierać moralnie słuszne rozwiązania i wspierać rozwój tych dziedzin, które sprzyjają pomnażaniu dobra wspólnego. Krótko mówiąc, choć zysk firmy jest ważny dla rozwoju i wychodzenia społeczeństwa z ubóstwa, to jednak nie można tego zysku oddzielać od wartości społeczno-ekonomicznej, czyli – według Michaela Portera – relacji korzyści do kosztów, a nie samych korzyści.

Rozróżnienie to nie ma nic wspólnego ze znaną z naszej historii myślą socjalistyczną, a sama istota powinna być dobrze rozumiana w Europie. Warto przypomnieć, że wywodzący się ze środowisk chadeckich twórcy idei Unii Europejskiej, dobro wspólne i solidarność społeczną lokowali tuż obok kluczowej dla UE zasady subsydiarności, przedstawianej często w skrócie jako potrzebę dawania przysłowiowej wędki, gwarantującej rozwój i dającej poczucie sprawczości, a nie gotowej ryby. Swoją drogą, ta fundamentalna dla całej Unii, samorządności i przedsiębiorczości zasada została wzięta żywcem z nauczania społecznego Kościoła, a dokładnie z papieskiej encykliki „Quadregesimo anno” z 1931 roku. Podsumowując ten wątek – zysk jest właściwym celem w biznesie, ale nie może stać się celem samym w sobie.

Żeby móc sprowadzić dyskusję o wpływie firm na życie społeczeństw do konkretu, trzeba zaproponować jego kryteria. Zazwyczaj firmy chwalą się rezultatami swoich działań społecznych, publikując w raportach dane liczbowe, np. sumę przekazanych pieniędzy, liczbę beneficjentów i zainteresowanie mediów oraz jakościowe np. opinie uczestników projektu. Firmy mierzą także wpływ społeczny i środowiskowy, czyli szerszy zakres oddziaływania (np. publikując dane dotyczące konkretnych efektów środowiskowych, takie jak spadek emisji CO2, a także wpływu danego działania na uczestników projektu). Jednak warto byłoby pójść krok dalej i promować powstanie szerszych kryteriów oceny wpływu społecznego, uniwersalnej listy takich czynników dla wszystkich firm. Roboczo nazwijmy tę listę „raportem wpływu”, który mógłby obejmować takie aspekty, jak: poziom inwestycji w Polsce w przełożeniu na PKB Polski, płacenie podatków w Polsce, korzystanie z towarów i usług lokalnych dostawców, przestrzeganie standardów w zakresie polityki HR (umowy na etat, wypłata na czas, dodatkowe benefity dla pracowników), dbałość o środowisko naturalne i lokalne otoczenie, czy też wpływanie na rozwój lokalnych społeczności, do oceny którego dysponujemy konkretnymi narzędziami, np. model London Benchmarking Group lub wiele innych.

W przypadku firm telekomunikacyjnych przykładem szerszego wpływu na otoczenie może być również doprowadzanie Internetu do „białych plam” na mapie Polski. Konsekwencją tego będzie większa świadomość mieszkańców tych terenów, większa ufność, zaangażowanie w życie kulturalne, społeczne i polityczne oraz rozwój przedsiębiorczości, co także można stosunkowo łatwo zmierzyć.

W czasach e-gospodarki możliwości mierzenia wpływu biznesu na życie Polski i Polaków jest bez liku. Jednak w poszukiwaniu rozwiązań służących dobru wspólnemu nic nie zastąpi nas, czyli konkretnych ludzi.

[zdjęcie pochodzi z serwisu www.pixabay.com]