Interesująca analiza poświęcona „przekleństwu Facebooka”. Streścić możną ją w następujący sposób: FB tworzy bańki mydlane, w których komunikuje się wyłącznie z osobami podzielającymi jego przekonania. To wielki mix prawd, półprawd, interpretacji i nieprawdy, który generuje skrajne emocje i niesie potencjał do radykalnego masowego sprzeciwu. Nikt jednak nie odkrył jeszcze, w jaki sposób wykorzystać go do konstruktywnego budowania przyszłości. Autorka twierdzi, że najbardziej zagrożone są słabe demokracje, gdzie po latach konfliktów i wojen niezbędne jest podjęcie narodowej debaty. Wskutek realnego braku zawodowych mediów głównego nurtu, nie ma jak jej prowadzić, gdyż FB przedstawia sprzeczne i uskrajnione wersje prawdy. Jako przykłady autorka podaje Timor Wschodni i Libię. To samo dotyczy biednych demokracji, gdzie nie istnieją niezależne zawodowe media.
Zgadzam się w pełni, że w przypadku mediów zawodowych istotą powinna być ich stabilizacja, dająca szansę na rozwijanie profesjonalnego warsztatu pracy. Kluczem do tego jest silny kapitał mediów, a problemem jego słabość, szczególnie w młodych demokracjach. Czytam ją również jako diagnozę pewnego etapu rozwoju korzystania z technologii informacyjnych przez społeczeństwo. Trudno nie zgodzić się, że na dzisiaj większy jest potencjał do przeciwstawiania się i burzenia, mniejszy do tworzenia i – powiem górnolotnie – pracy u podstaw. Jednym z wyrazów tego jest budowanie dwublokowego świata, podział wyłącznie na to, co białe i czarne, brak miejsca na to, co pomiędzy. Choć życie w większości jest zróżnicowane. Mówił też o tym sporo Manuel Castells. Obserwacje ostatnich lat na naszym polskim podwórku dają na to sporo przykładów. Jeszcze lepiej możemy zaobserwować to na dużych przykładach, takich jak witanej ochoczo na świecie Arabskiej Wiośnie, w której kluczowy udział odegrały media społecznościowe, dające masom ludzi możliwość wyrażania sprzeciwu i organizowania się zarówno na poziomie lokalnym jak i międzynarodowym. Znacznie ciężej o przychylną ocenę Arabskiej Wiosny z dzisiejszej perspektywy, kiedy widzimy skrajnie podzielony kontynent i rosnące w siłę tzw. państwo ISIS. Jeszcze trudniej przyjąć, że terroryści ISIS z sukcesami korzystają z tych samych technologii informacyjnych w celu prowadzenia swojej świętej wojny.
Każde zjawisko może być analizowane i opisywane z różnych perspektyw. Dwie z nich są dla mnie najbliższe. Jedna to perspektywa społeczna związana ze świadomością korzystania z otaczających nas mediów jako źródeł informacji i interpretacji. W tym przypadku kłania nam się brak rozumienia przez państwo, że edukacja medialna powinna towarzyszyć nam od szkoły podstawowej po uczelnie wyższe. Jest ona tym, czym nauka pisania i czytania niegdyś. Pisałem o tym wiele razy, powołując się na projekty, w których także uczestniczę oraz na postulaty amerykańskiego medioznawcy, Neila Postmana. Pisząc o edukacji medialnej nie mam na myśli wyłącznie umiejętności technicznych. Chodzić w niej powinno o otwartość poznawczą, świadome korzystanie ze źródeł informacji, rozróżnienie między natłokiem informacji a wiedzą, radzeniem sobie ze stresem informacyjnym, w skrócie rzecz ujmując o krytyczną i dojrzałą umysłowość.
Druga perspektywa dotyczy jednostki i naszej psychiki. Mam przekonanie, że to jednostka bierze odpowiedzialność za swoje decyzje, zachowania i postawy. Wiemy, że technologie zmieniają nasze życie. Jednak nieustanne powoływanie się na tzw. obiektywne przekazy i neutralność światopoglądową mogą być nierzadko formą zrzucenia z siebie odpowiedzialności za właściwą selekcję informacji, dobór rożnych źródeł, za krytyczną analizę i podejmowanie właściwych decyzji. Mogą służyć w jakimś sensie usprawiedliwianiu się przed wysiłkiem poznawczym. Obiektywizm mediów, także nowych mediów, oraz neutralność są postulatem sztucznym. Wynikającym z dobrych intencji, ale jednak sztucznym. W praktyce są to zasady, do których należy dążyć. Za nimi powinien po prostu iść warsztat dziennikarski z miernikami i standardami, pozwalającymi uchwycić te zasady w praktyce, a także otwartość poznawcza i krytyczna analiza w przypadku konsumenta. Viktor Frankl, psychiatra i twórca terapii sensem, ukuł termin pro-aktywności, oznaczający (inaczej niż w języku polskim) wzięcie na siebie odpowiedzialności za wszelkie myśli, uczucia i działania podejmowane przez jednostkę. Wolność i odpowiedzialność są dwiema cechami wyróżniającymi ludźmi – pisał Viktor Frankl. Bez względu na warunki, w jakich się znajduje. W przypadku Frankla miało to duże znaczenia (sam pisał o swoich doświadczeniach z obozu koncentracyjnego). Zdaję sobie sprawę, że jest to myślenie nazywane też „etyką powinności”, jest ambitne i nadmiernie wymagające. Nie mam jednak wątpliwości, że to przede wszystkim naszym zadaniem jest dążenie do tzw. obiektywizmu, a media – jako źródła informacji i wiedzy – mogą nam w tym pomóc. Nie odwrotnie. W świecie zachodniej cywilizacji możemy sobie na to pozwolić.
[zdjęcie pochodzi z serwisu www.pixabay.com]